niedziela, 23 lutego 2014

Inne wyzwania – lata 1997 - 2011 (część 2)

Pierwszy etap swoich startów zakończyłem w 1997 roku. Rok kolejny, 1998, był rokiem nieudanym. Zająłem dopiero 7.miejsce. Była to oczywiście moja wina: zły tok przygotowań, złe postanowienia dietetyczne. Miałem dużo wody pod skórą i czułem się tak, jakby z tą wodą przybyło mi niechęci. Myślałem wtedy, że zrobiłem już dużo w kulturystyce i odpuściłem starty.
Ale podejmowałem inne wyzwania. Lubiłem brać udział w zawodach typu wyciskanie odważnika. Akurat w Piotrkowie Trybunalskim były zawody, które wygrałem i sędzia tych
zawodów zachęcił mnie do solidnych przygotowań do trójboju siłowego. Zacząłem poważnie myśleć o startach w trójboju, w wyciskaniu na ławce. Przeanalizowałem wyniki swoje i innych i doszedłem do wniosku, że warto spróbować.
W międzyczasie były zawody siłaczy Lata z Radiem, podczas których zakwalifikowałem się do dalszych startów. W kolejnych zawodach nie wyszła mi tylko konkurencja raczej z kategorii wytrzymałościowych niż siłowych, bo było to nakręcanie ciężarka na drążek i tym przegrałem półfinał. Ale była to fajna przygoda.
Nadal realizowałem swój program przygotowań do trójboju siłowego. Na początku 1999 roju ważyłem 112-114 kg, a optymalnie doszedłem do 123 kg. Na jednych zawodach walczyłem z Mariuszem Pudzianowskim, który jedną z konkurencji – trzymanie samochodów na czas wygrał ze mną 0,01 s. Czas był mierzony stoperem ręcznym :). 
Podczas jednego z treningów w ramach przygotowań do trójboju odezwały się dolegliwości w kolanie po wcześniejszym wypadku samochodowym. Do przysiadów wróciłem po miesiącu przerwy po niezbędnym zabiegu chirurgicznym, który akurat przeprowadził ten sam lekarz, który składał mi kolano kilka lat wcześniej.
W wyciskaniu na ławce zdobyłem wtedy srebrny medal w mistrzostwach Polski seniorów i ustanowiłem rekord Polski w wyciskaniu na ławce w trójboju siłowym. Zdobyłem też brązowy medal w całym trójboju siłowym. A w 2000 roku w „ławce” zająłem 4. miejsce, ale w trójboju siłowym zdobyłem srebrny medal.
Moje rekordy życiowe ustanowione na różnego typu zawodach w latach 1999-2001 to: 240 kg – wyciskanie na ławce, 272,5 kg – przysiad ze sztangą, 270 kg – „martwy ciąg”.




Startowałem wtedy bez specjalnych koszulek, które innym zawodnikom pozwalały osiągać od 20 nawet do 40 kg więcej. Tak samo było ze ściągaczami na kolana. Ówczesny trener kadry, Znojek, chciał mi pomóc i zawinął mi kolana twierdząc jednocześnie, że nie ściąga do końca możliwości. Po jakichś 30 sekundach przestałem czuć nogi od kolan w dół. Zdjąłem to szybko, zaliczyłem 272 czy 275 kg, wycisnąłem natomiast 227 kg i … zdobyłem srebrny medal.
Potem przestałem startować. Stałem dużo na bramkach, dużo pracowałem i nie miałem czasu trenować.
Natomiast w 2004 roku przeczytałem, że organizowane są nieoficjalne mistrzostwa Polski w pompkach na czas, czyli w ciągu 1 godziny. Pamiętałem, że gdy byłem młodszy potrafiłem robić 200 pompek jednorazowo, ale przy wadze 75 kg. Rekord Polski w 2004 wynosił 937 pompek, ale były one robione trochę innym chwytem: łokcie przy tułowiu i dłonie wzdłuż tułowia dość wąsko.
Postanowiłem spróbować w domu, ile zrobię. I okazało się, ze bez żadnego przygotowania zrobiłem 1070 pompek i w tym momencie, a był to początek 2005 roku, przeczytałem, że w kwietniu będą eliminacje do mistrzostw Polski w pompkach organizowanych przez Piotrka Gruszczyńskiego. Przygotowywałem się swoim schematem: w poniedziałek – 5 minut pompek na czas, wtorek – 10, środa – 15, czwartek – 20, a w piątek – 25, sobota – przerwa, niedziela – pół godziny. Raz na miesiąc robiłem sprawdzian godzinny. Podczas pierwszego zrobiłem 1350 pompek, podczas drugiego – 1700, a na dwa tygodnie przed zawodami – już około 2000. Pojechałem na eliminacje i je wygrałem.
Ważyłem wtedy 110 kg i w ciągu 15 minut zrobiłem 730 pompek przy systemie 10 sekund przerwy, 10-15 pompek, 10 sekund przerwy, 10-15 pompek. Odpoczywałem w siadzie skulnym. Jeśli ktoś chce sprawdzić, jak zachowują się mięśnie, to niech zrobi w ciągu 5 minut jak najszybciej pompki i wtedy poczuje, jak mięśnie bardzo puchną.
Same mistrzostwa były już z podziałem na  kategorie wagowe: 70 kg, 80 kg, 90 i powyżej. Wystartowało 65 zawodników. Wygrałem swoją kategorię, tj. powyżej 90 kg. Zaliczono mi 1450 pompek. Ze mną pojechało z Radomska dwóch zawodników, których też przygotowywałem. Obaj wygrali swoje kategorie.
Wiele osób dziwiło się, że przy takiej wadze jestem w stanie zrobić tyle pompek. W 2005 roku postanowiłem też sprawdzić na siłowni, ile razy w ciągu godziny jestem w stanie leżąc wycisnąć 60-kilogramową sztangę. Wyszło 1440 powtórzeń. Na drugi czy nawet trzeci dzień odczucie bólu mięśni było nie do opisania. Do dziś pamiętam, że nie mogłem się nawet dotknąć do klatki piersiowej. Prawie tydzień nie mogłem spać, nie mogłem nawet ręki podnieść, a na drugi dzień sam gryf sztangi podniosłem zaledwie na jakieś 10 cm.
Od maja 2003 roku podjąłem pracę jako instruktor na siłowni w radomszczańskim MOSiR. Zaproponował mi to ówczesny dyrektor Andrzej Pawlak, który zorganizował miejską siłownię. Pracuję tu do dziś. Tutaj też ćwiczę i współpracuję z innymi, którzy chcą ćwiczyć rekreacyjnie czy wyczynowo.
W tym miejscu chciałbym więcej uwagi poświęcić Andrzejowi Kołodziejczykowi, który, jak to określam, ćwiczył ze mną od zawsze. Gdy zaczynał w wieku 17 czy 18 lat ważył 85 kg, a w ciągu dwóch lat doszedł do wagi 117 kg. Widać było, że gdy zaczynał trenować kulturystykę, musiał już cos wcześniej trenować, bo miał wyrobione mięśnie rąk i nóg. Trenujemy razem już od kilkunastu lat. Andrzej Kołodziejczyk staruje zawodowo w Federacji IFBB i stale zajmuje czołowe miejsca na zawodach o światowej randze.
To on od 2007 roku zaczął mnie namawiać do powrotu do uprawiania kulturystyki. Każda taka rozmowa kończyła się spojrzeniem w lustro i uświadamianiem sobie, ile czeka mnie pracy. Gdy startowałem w trójboju specjalnie podniosłem wagę do 125 kg, potem zrzuciłem do 110-112 kg. Chociaż posiadałem siłę i masę mięśniową, chociaż nie byłem już „tłuściutkim mopsikiem”, to jednak szybko namowom Andrzeja nie uległem.
Po mistrzostwach Polski w 2010 roku Andrzej ponowił namowy. Przekonywał mnie brakiem obsady zawodników w kategorii najcięższej, w której mógłbym startować.
Miałem pojęcie o diecie, ale na temat samych przygotowań moja wiedza była mizerna. Najprościej mówiąc – byłem ciemnawy. Chciałem przygotować się na sezon 2011. Pojechałem do Grzesia Ozgi, który bardzo mi pomógł. To bardzo utytułowany zawodnik. Dość sceptycznie odniósł się do mojego pomysłu powrotu. Uświadomił mi, że sporo muszę zrzucić z wagi i inaczej niż dotychczas trenować.

Moją zmorą stały się aeroby, które intensywnie włączyłem do planu treningowego. Okazało się, że decyzja o powrocie była bardzo dobra, bo przede mną były moje największe sukcesy i osiągnięcia.








sobota, 22 lutego 2014

Z mojej archiwalnej szuflady

Poniżej zamieszczam inne zdjęcia z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, z pierwszego okresu moich startów i przygotowań.


























środa, 12 lutego 2014

Trochę mojej historii (część 1)

Ostatni w pierwszych zawodach

Moja przygoda z kulturystyką zaczęła się przypadkowo w 1984roku. Należałem do TKKF-u (dla tych, co nie wiedzą, to Towarzystwo Krzewienia Kultury Fizycznej, popularne wówczas stowarzyszenie), trenowałem 4 lata judo i pani Wojnowska, ówczesna przewodnicząca, wytypowała mnie na mistrzostwa województwa piotrkowskiego w kulturystyce. Miałem 20 lat i z kulturystyką nie miałem wówczas nic wspólnego. Uczęszczałem na siłownię, ale raczej w ramach rehabilitacji po ciężkim wypadku samochodowym z powodu konieczności odbudowania mięśni połamanej nogi. Nie miałem pojęcia o zawodach kulturystycznych, o pozowaniu, o startach w ogóle… Jako junior zająłem 7., ostatnie miejsce. Byłem najgorzej przygotowanym zawodnikiem, bo nie wiedziałem, o co chodzi w tym sporcie. Wtedy podjąłem decyzję, że Rak Andrzej nigdy już nie będzie ostatni i przyjdzie czas na dowód realizacji tego postanowienia.






Motto z judo

Judo nauczyło mnie sumienności i staranności i powiedziałem sobie, że kiedyś wygram z tymi ludźmi i w kulturystyce.

Samouk i droga do mistrzostw Polski

Później było wojsko. W wojsku atlas, a po wyjściu z wojska w 1986 roku zacząłem już intensywnie chodzić na siłownię. Byłem samoukiem, nie miałem żadnego instruktora, trenera. Po pół roku wystartowałem w kolejnych mistrzostwach województwa piotrkowskiego w kategorii do 80 kg. Zająłem 5.miejsce na 9 zawodników. W 1988 roku na wiosnę, na mistrzostwach województwa wygrałem swoją kategorię oraz wygrałem kategorię open. Zakwalifikowałem się na mistrzostwa okręgu, zająłem tam 3.miejsce i stamtąd zakwalifikowałem się na mistrzostwa Polski. A na mistrzostwach Polski okazało się, że moja forma była jaka była. Przy wadze 73-74kg w kategorii do 80 kg zająłem 12. czy 13. miejsce. Jednak  2-3 miesiące później wygrałem już Puchar Bałtyku, międzynarodowe zawody w Świnoujściu.

Być „dociętym”
Ale 1989 rok przyniósł spadek formy, a nie zwyżkę, jak się można było spodziewać po sukcesach z roku wcześniej. Trenowałem 6-7 razy w tygodniu, po 3-4 godziny dziennie bez odpowiedniego wyżywienia, regeneracji organizmu. W 1990 roku wygrałem tzw. Zawody Herkules (organizowane przez Daszkiewicza) w kategorii do 80 kg. Byłem szczupły, ale jak to dziś określamy – „docięty”. Kolejny rok to znowu ujemna premia za błędy zbyt ciężkich treningów. Zdarzały się przymusowe przerwy z powodu przetrenowania. Trening cięższy nie oznaczał treningu lepszego. W 1992 roku nie miałem jeszcze pojęcia, co to trening aerobowy. Jadłem redukując kalorie, a o konieczności spożywania odpowiednich proporcji białka, tłuszczów, węglowodanów, nie miałem żadnej wiedzy.



Zawodnik wielu startów

Byłem zawodnikiem, który startował w największej ilości zawodów. Startowałem po 7-10 razy w roku. Przeważnie byłem na podium. Do 1997 roku startowałem w 55 zawodach, z czego 15 lub 16 wygrałem, a w pozostałych byłem na podium. Miałem przerwę pół roku w latach 1993-94 z powodu wyjazdu do Niemiec do pracy. Gdy wróciłem, w kolejnych mistrzostwach Polski byłem 5., ale już w kategorii do 90 kg. Nie oznacza to, że więcej ważyłem. Z moja wagą bywało różnie. Nie byłem zawodnikiem, który „łapał kilogramy”. Ważyłem 85 kg.
Przygotowując się do mistrzostw Polski w 1996 roku miałem już trochę więcej kontaktów, które pozwoliły stosować wiedzę o zasadach treningu kulturystycznego i diety kulturysty. W tym roku udało mi się przygotować „na maxa” i zająłem 3. miejsce z wagą 98 kg. Przegrałem z Pawłem Brzózką i Piotrkiem Cicheckim, któremu zrewanżowałem się tydzień później wygrywając z nim.
W 1997 roku spadłem na 7.miejsce. Przyczyna - brak treningu aerobowego. Nie dałem rady podtrzymać formy z 1996, bo nadal nie robiłem aerobów.




Najpotężniejsze mięśnie nóg

11 lat startów w kulturystyce dało mi to, że startowałem nie tylko w oficjalnych zawodach, ale brałem też udział w pokazach kulturystycznych. Gdy przerwałem stary w 1997 roku byłem zawodnikiem rozpoznawanym, bo miałem jedne z najpotężniejszych mięśni nóg. Góra troszeczkę odstawała, ale potrafiłem robić do 30 serii przysiadów 3 razy w tygodniu! Jak na tamte czasy, bez odpowiednich odżywek, to i dało efekt potężnych mięśni nóg.
Mimo przerwy w 1997 roku ten okres startów uważam za bardzo udany. Pytano mnie później, czy kiedyś wystartuję. Nigdy nie powiedziałem wówczas, że nie, że już nigdy tego nie zrobię.


wtorek, 11 lutego 2014

Drogę do Mistrzostwa czas zacząć!

20 stycznia 2014 to była data dla mnie szczególna. Od wtedy ruszyłem z rygorystycznymi treningami w ramach przygotowań do startu w bieżącym roku, szczególnie w Mistrzostwach Świata w Hiszpanii. Chcę, abyście mi w tym towarzyszyli, chcę udowodnić, że kulturystą jestem z wyboru, chcę sobie dać specyficzny prezent w roku moich 50-tych urodzin. Tak, tak, już 50-tych….
Zdjęcia pochodzą z jednego z treningów siłowych w grudniu 2013.






Autorem zdjęć jest kristof64