środa, 12 lutego 2014

Trochę mojej historii (część 1)

Ostatni w pierwszych zawodach

Moja przygoda z kulturystyką zaczęła się przypadkowo w 1984roku. Należałem do TKKF-u (dla tych, co nie wiedzą, to Towarzystwo Krzewienia Kultury Fizycznej, popularne wówczas stowarzyszenie), trenowałem 4 lata judo i pani Wojnowska, ówczesna przewodnicząca, wytypowała mnie na mistrzostwa województwa piotrkowskiego w kulturystyce. Miałem 20 lat i z kulturystyką nie miałem wówczas nic wspólnego. Uczęszczałem na siłownię, ale raczej w ramach rehabilitacji po ciężkim wypadku samochodowym z powodu konieczności odbudowania mięśni połamanej nogi. Nie miałem pojęcia o zawodach kulturystycznych, o pozowaniu, o startach w ogóle… Jako junior zająłem 7., ostatnie miejsce. Byłem najgorzej przygotowanym zawodnikiem, bo nie wiedziałem, o co chodzi w tym sporcie. Wtedy podjąłem decyzję, że Rak Andrzej nigdy już nie będzie ostatni i przyjdzie czas na dowód realizacji tego postanowienia.






Motto z judo

Judo nauczyło mnie sumienności i staranności i powiedziałem sobie, że kiedyś wygram z tymi ludźmi i w kulturystyce.

Samouk i droga do mistrzostw Polski

Później było wojsko. W wojsku atlas, a po wyjściu z wojska w 1986 roku zacząłem już intensywnie chodzić na siłownię. Byłem samoukiem, nie miałem żadnego instruktora, trenera. Po pół roku wystartowałem w kolejnych mistrzostwach województwa piotrkowskiego w kategorii do 80 kg. Zająłem 5.miejsce na 9 zawodników. W 1988 roku na wiosnę, na mistrzostwach województwa wygrałem swoją kategorię oraz wygrałem kategorię open. Zakwalifikowałem się na mistrzostwa okręgu, zająłem tam 3.miejsce i stamtąd zakwalifikowałem się na mistrzostwa Polski. A na mistrzostwach Polski okazało się, że moja forma była jaka była. Przy wadze 73-74kg w kategorii do 80 kg zająłem 12. czy 13. miejsce. Jednak  2-3 miesiące później wygrałem już Puchar Bałtyku, międzynarodowe zawody w Świnoujściu.

Być „dociętym”
Ale 1989 rok przyniósł spadek formy, a nie zwyżkę, jak się można było spodziewać po sukcesach z roku wcześniej. Trenowałem 6-7 razy w tygodniu, po 3-4 godziny dziennie bez odpowiedniego wyżywienia, regeneracji organizmu. W 1990 roku wygrałem tzw. Zawody Herkules (organizowane przez Daszkiewicza) w kategorii do 80 kg. Byłem szczupły, ale jak to dziś określamy – „docięty”. Kolejny rok to znowu ujemna premia za błędy zbyt ciężkich treningów. Zdarzały się przymusowe przerwy z powodu przetrenowania. Trening cięższy nie oznaczał treningu lepszego. W 1992 roku nie miałem jeszcze pojęcia, co to trening aerobowy. Jadłem redukując kalorie, a o konieczności spożywania odpowiednich proporcji białka, tłuszczów, węglowodanów, nie miałem żadnej wiedzy.



Zawodnik wielu startów

Byłem zawodnikiem, który startował w największej ilości zawodów. Startowałem po 7-10 razy w roku. Przeważnie byłem na podium. Do 1997 roku startowałem w 55 zawodach, z czego 15 lub 16 wygrałem, a w pozostałych byłem na podium. Miałem przerwę pół roku w latach 1993-94 z powodu wyjazdu do Niemiec do pracy. Gdy wróciłem, w kolejnych mistrzostwach Polski byłem 5., ale już w kategorii do 90 kg. Nie oznacza to, że więcej ważyłem. Z moja wagą bywało różnie. Nie byłem zawodnikiem, który „łapał kilogramy”. Ważyłem 85 kg.
Przygotowując się do mistrzostw Polski w 1996 roku miałem już trochę więcej kontaktów, które pozwoliły stosować wiedzę o zasadach treningu kulturystycznego i diety kulturysty. W tym roku udało mi się przygotować „na maxa” i zająłem 3. miejsce z wagą 98 kg. Przegrałem z Pawłem Brzózką i Piotrkiem Cicheckim, któremu zrewanżowałem się tydzień później wygrywając z nim.
W 1997 roku spadłem na 7.miejsce. Przyczyna - brak treningu aerobowego. Nie dałem rady podtrzymać formy z 1996, bo nadal nie robiłem aerobów.




Najpotężniejsze mięśnie nóg

11 lat startów w kulturystyce dało mi to, że startowałem nie tylko w oficjalnych zawodach, ale brałem też udział w pokazach kulturystycznych. Gdy przerwałem stary w 1997 roku byłem zawodnikiem rozpoznawanym, bo miałem jedne z najpotężniejszych mięśni nóg. Góra troszeczkę odstawała, ale potrafiłem robić do 30 serii przysiadów 3 razy w tygodniu! Jak na tamte czasy, bez odpowiednich odżywek, to i dało efekt potężnych mięśni nóg.
Mimo przerwy w 1997 roku ten okres startów uważam za bardzo udany. Pytano mnie później, czy kiedyś wystartuję. Nigdy nie powiedziałem wówczas, że nie, że już nigdy tego nie zrobię.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz